W ostatnich kilku (w zasadzie dwóch) dziesięcioleciach nastąpiła pewna zmiana, jako że zachodziła stopniowo, nie wszyscy (lub też nikt albo prawie nikt) zdają sobie sprawę, jakie są jej przyczyny. Zmiana dotyczy pojęć „kobieta” i „mężczyzna” i tego co za tymi słowami stoi.
Zmieniło się wiele rzeczy, w tym przede wszystkim obraz kobiet w kulturze, przede wszystkim popularnej. Współczesny feminizm nie jest aż tak radykalny, jak ten z początków lat 50-tych, ale i sytuacja kobiet jest zdecydowanie inna.
Niektórzy na samo hasło „feminizm” reagują drgawkami, a przecież tak naprawdę chodzi o równouprawnienie wszystkich ludzi, niezależnie od płci, ale także i od innych cech.
Zgadzam się z wieloma postulatami, głoszonymi przez feministki, choć mam poczucie, że pojęcie feminizmu brzmi obecnie mało pozytywnie. Są jednak sprawy, które nie dają mi spokoju. Jedną z nich jest dość przedmiotowe traktowanie mężczyzny. Niektóre kobiety oczywiście traktują tak wszystkich przedstawicieli brzydszej płci, jednak mnie chodzi o takie postrzeganie świata, w którym to mężczyzna ma mało do powiedzenia tylko w niektórych sytuacjach. Tak jest moim zdaniem z „opcją – dziecko”. O ile jest płodem lub jeśli ktoś woli określenie „znajduje się w łonie matki” jest sprawą kobiety. Tak wiele osób uważa. Natomiast kiedy się już urodzi, większość społeczeństwa, w tym przeważnie kobiety uważają, że biologiczny ojciec powinien w jakiś sposób się nim zająć lub choćby łożyć na nie. Oczywiście z tym się zgadzam;) Ale trochę dziwi mnie wcześniejszy pogląd „mój brzuch-moja sprawa”. Wszak ojciec dziecka też mógłby mieć coś do powiedzenia. Oczywiście największy problem pojawia się w sytuacji kryzysowej, a przede wszystkim przy opcji wykonania (lub nie) aborcji. Stereotypowo myśli się, że to facet nie będzie chciał dziecka, ale co jeśli sytuacja jest odwrotna?
Słyszałam też zdania, że feminizm z założenia jest absurdalny, bo nie chce zaakceptować naturalnych praw natury. Wydaje mi się, że jak w każdej ideologii istnieje wiele ścieżek i wykładni i każdy wybiera to co mu się podoba lub nie i to właśnie komentuje. Jednak istnieje niebezpieczeństwo, że feministki, tak jak komuniści i inni ideowcy, będą chciały tę równość przez siebie głoszoną zaprowadzić na świecie na siłę. Często niestety postulaty walki z nierównością społeczną i krzywdą kobiet nie odnoszą się do zastanej rzeczywistości i w związku z tym nie uzyskują zbyt dużego poparcia, bo nikt ich nie bierze poważnie. Jak wszystko, także i słuszne idee trzeba wprowadzać powoli. I może trochę mniej histerycznie, bo niestety z tym przeważnie kojarzą mi się feministki.
Konkludując, sądzę, a przynajmniej mam taką nadzieję, że dwoje dorosłych, sensownych osób jest w stanie się dogadać, niezależnie od płci, jaką reprezentują. Choć oczywiście i ja miewam chwile zwątpienia w tę wiarę i przypominają mi się słowa mojej mamy, że „oni pochodzą od innej małpy”.